Odwiedziłam ostatnio przyjaciółkę, nazwijmy ją Gienia. Lubię to robić z kilku powodów. Po pierwsze zawsze dostaję obiad dwudaniowy. Nie żartuję, obiad dwudaniowy, znaczy zupa i danie główne. Zawsze na ciepło, a sztućce na serwetce. Elegancja Francja, rozumiecie? Po drugie dostaje też kawę z ekspresu za darmoszkę, coś słodkiego, a ostatnio nawet sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy. Po trzecie zawsze mówi, że strasznie lubi mój blog, generalnie ona nie blogowa. Tylko dwa czyta na stałe i jeden od czasu do czasu. Mój na stałe of course. Po czwarte: Syna nie ma więc się Milanem zajmuje i zawsze mówi, że jest słodziutki. Proste.
Ostatnia wizyta skłoniła mnie do głębszych refleksji. Gienia ma 2 córki. Pierwsza jest bardzo spokojna, głównie dlatego szybko ruszyła produkcja drugiej. Druga przesadziła, jest jeszcze spokojniejsza. Nie wiem, chyba na śpiocha je robili. Gienia należy do kręgu matek nielubianych. Gienia się wysypia (you bitch). Gienia ma czysto w domu (you fuckin bitch), w dużej mierze dlatego, że nie ma genu zbieractwa i na jej szafkach nie ma sryliarda ramek, figurek i innych pierdół, które Milan i tak prędzej czy później rozbije, zniszczy lub zje. Ale skupmy się na córeczkach, nie na tym, że ma Panią do sprzątania.
Kiedy odwiedziłam ją w czwartek, starsza latorośl – Ania była w żłobku, a 2 miesiące młodsza od Milana – Agatka dopiero co się obudziła. Wymieniłyśmy się pociechami, bo fajnie potrzymać lekki dziecko i do tego dziewczynkę. Teraz uważajcie, bo nie żartuję. Biorę ją na ręce, a ona ni stąd, ni zowąd, tak po prostu, na luzie, w ogóle bez walki, przymuszania ani przekupstwa, kładzie swoją nieskażoną włosami główkę na moje ramie, rączki też na mnie kładzie i tak trwamy przytulone. ROZUMIECIE?!
Nie, NIE ROZUMIECIE. Ja też, wiec pytam Gieni:
-Czy z nią wszytko ok ?
-Tak, a co ?
-No widzisz co ona robi? Tak się przytuliła!!
-No i ?
-Ona się praktycznie nie rusza. No nie wiem, no nie wiem, dziwne to jakieś.
-Ok wszystko.
Jej słowa mnie raczej nie przekonały, więc chwilę później pytam jeszcze raz.
-Ona przypadkiem, nie śpi ?
-Nie, nie śpi, a co ?
A ja dalej w szoku i z tego szoku wyjść nie mogę, nie wiem co zrobić, co powiedzieć. Więc robię nam zdjęcia żeby mężowi pokazać, że obce dziecko się do mnie przytula, kiedy własne nie chce.
Po dłuższej chwili Gieńka mówi, że jakaś nieswoja jestem.
-Chyba nie czujesz się najlepiej?
-W szoku jestem. Muszę to sobie poukładać.
Po czym odkładam Agatkę na matę, a ta leży i się uśmiecha. Ja pierdolę, serio?! Ponawiam pytanie.
-Z nią wszystko ok ?
-TAK!
Wtedy zrozumiałam. Nie wszystkie dzieci są jak Milan.
Od kiedy Milan nauczył się podnosić główkę, nie doświadczam czegoś takiego jak przytulenie. Zdarza się to tylko w sytuacjach kiedy jest tak śpiący, że po prostu pada na mnie, beton. To uważam za przytulenie. Raz też zdarzyła się sytuacja, że położył mi ręce na ramiona – to też uważałam za przytulenie mino, że głowę sztywno trzymał i tylko machał na prawo i lewo, bo przecież na mnie patrzeć nie będzie, nie stroję się jak Bijons.
Jak kładę go na matę albo jest dramacik bo niby co on na tej macie ma robić, albo od razy prostuje nogi, napina brzuch, puszcza przy tym parę bąków, finalnie podnosi się i od razu rusza w teren. Czasem też posiedzi chwilę jak zainteresuje się garnkiem, łyżką itp., ale żeby tak po prostu leżeć i się uśmiechać???!!!! Żeby tracić czas na kontemplację ???!!!! Czyje dzieci tak robią???!!!?
Podsumowanie.
Rozmowa taty z Milanem podczas ubierania.
-Milan ja nie wiem czy my Cię na wakacje zabierzemy.
– stękanie, marudzenia, piski – tak odpowiedział Milan
-Nie wiem synu czy ty czas znajdziesz, wszędzie się tak śpieszysz. Nawet na ubieranie szkoda Ci czasu! Masz tyle spraw na mieście i tyle rzeczy do ogarnięcia, że nie wiem czy dasz radę wziąć urlop ????
A on niewzruszony dalej piszczy, wygina się i pręży, bo ubieranie to nie dla niego. Strata czasu….
Milan ciągle w ruchu, ciągle w terenie, przecież tyle szuflad w domu jest do otwarcia, tyle rzeczy do rozrzucenia, tyle mebli do wdrapania.
No w końcu czas to piniądz. Ale pociesza mnie jedna rzecz. Gienia nie wróciła jeszcze do wagi sprzed ciąży. Gienia nie ma za kim latać i ma czas żeby zjeść. Także dzięki syn, ja już 2 kg mniej niż przed ciążą. W rodzinie siła.