Moja mama z Milanem podwieźli nas na stację PKP. Milion buziaków na pożegnanie, przytulance, uściski itp. Finalnie stoję w deszczu na ulicy i macham zza szyby. Mama patrzy na mnie z politowaniem i pokazuje żebym już poszła. Przez sekundę myślę, że jestem żałosna, ale w sumie nie przejmuję się tym zbytnio. Mija chwila nim dociera do mnie, że pora się ogarnąć. W końcu jadę na 6 godzin, nie 2 tygodnie. Ok, odjechali. Wychodne, czas start.
Jedziemy pociągiem, w sumie to tylko 13 min podróży, ale czuję, że jedziemy po przygodę.
W butelce po Coli drin, w sercach młodość, w kieszeni bilety na Mistrzostwa Świata na Żużlu. Hej, przygodo, nadjeżdżamy. Jeszcze tylko upewnię się, że Milo nie płakał po naszym rozstaniu…przecież szybki telefon, nie zaszkodzi.
Wysiedliśmy z pociągu i ruszyliśmy w stronę stadionu. M wyciąga fajki. Nie palę, ale co mi tam, w końcu „hej, przygodo”. Biorę dwa buchy i chce mi się zwrócić rosół z obiadu. Ok, będzie przygada bez nikotyny. Wchodzimy na strefę kibica, dookoła masa ludzi, wszyscy w dobrych nastrojach, z piwem i biało-czerwonym szalikiem w dłoni. Piję naszą #turbocole i przez chwilę zapominam, że w domu czeka na mnie Milko. Śmiejemy się, bawimy, robimy sryliard selfie ze Stadionem narodowym w tle. Trochę obciach, ale Cola nam służy i wstydu nie czujemy.
Wchodzimy do środka, po 10 minutach udaje nam się w końcu znaleźć nasze miejsca. Impreza rozkręca się w najlepsze, ale o 19 Milo chodzi spać. Muszę się upewnić, że mama dała mu mleko i ululała. Dzwonię. Mama niezbyt zaskoczona moim telefonem „Tak dostał mleko. Tak śpi. Tak szybko zasnął. Nie, nie płakał”
Spoko, teraz mogę się bawić. Oglądam jak się ścigają, piję piwo jak nie ja i drżę. Przecież oni tak wchodzą w te zakręty, że zaraz się przewrócą, nie mogę na to patrzeć, co za stres. Chyba wykrakałam. Pawlicki przewrócił się 3 razy. Cieszyłam się jak już odpadł bo jego upadki przeżywałam jak brak kupy u Milana.
W przerwie zaczęłam czytać informacje o zawodnikach. „Boże drogi oni są tacy młodzi. Mamy muszą być z nich dumne.Ten ma tatuaż na całej szyi, ciekawe co jego mama na to? Mama Pawlickiego pewnie martwi się tymi upadkami. Janowski przeszedł do półfinału, mama pewnie pęka z dumy. Cudownie…” Co się ze mną stało, co ze mnie zostało? Mama. Bez przerwy, nieustannie, bez granic. Nawet na wychodnym. Ostatnie na czym się skupiam to zawody. Oczywiście kibicuję, ale tylko do półfinału. Dalej żaden Polak nie przeszedł, a ja nikogo nie znałam. Także myślałam dalej. „Jakie to musi być niesamowite oglądać swoje dzieci zdobywające szczyty. Kiedyś takie małe jak mój Milan, dziś startują na Mistrzostwach Świata. A właśnie ciekawe co u Milana. Napiszę do mamy, choć wiem, że od 7 tygodni dzień w dzień o 20 słodko śpi, ale zapytać nie zaszkodzi. Tak jak przypuszczałam, śpi.” Analizuję sobie dalej i myślę jakie to fajne być mamą.
Dochodzę do wniosku, że w sumie to chciałabym być teraz w ciąży. Chwilę później idę krok dalej i stwierdzam, że fajnie byłoby mieć troje dzieci. I w sumie nie chcę mieszkania, przy którym zawsze się upierałam tylko jednak dom. Myślę o tym wszystkim i nie mogę pojąć, jakim cudem doszłam do tych wniosków na zawodach żużlowych. Dwa drinki i pół piwa raczej nie miały z tym nic wspólnego. Boże, strach mnie z domu wypuszczać…
Pomijając moją gonitwę myśli, naprawdę fajnie się bawiłam. Wspólnie stwierdziliśmy, że musimy częściej wychodzić tylko we dwoje. Po 24.oo poszliśmy spać.
Spaliśmy słodko i beztrosko, do 5…
Zegar biologiczny Milana nie odnotował, ze starzy mieli wychodne i wypadałoby dać im chwilę na regenerację. Czemu w opcji wychodne nie ma porannej opieki nad dzieckiem ? Czemu nie ma na to ustawy? Czemu on wstaje o 5????
Tak się skończył wolny wieczór. Fantazjami o ciąży, planami o trójce dzieci i pobudką o 5 rano. No to hej, przygodo.
Chyba nie ma co szaleć z tymi wyjściami..
Oczywiście dostałabym baty gdybym nie zaznaczyła, że zaraz po spektakularnej pobudce o 5, mąż zabrał Milana i dał mi spać w opór…czyli do 7.16. Dziękuję <3