Stało się. Nadszedł dzień kiedy opuściłam moich chłopaków i z bananem na twarzy odjechałam w siną dal. Celem był Poznań Blog Conference. Szczytem bezczelności było pojechać tam dzień wcześniej tylko po to żeby się wyspać, ale co poradzę. Taki charakter. W piątek spuściłam się ze smyczy synusia, odpaliłam muzę na maxa i ruszyłam w świat.
Po drodze, oczywiście kawa.
– Zbiera Pani hologramy? pyta wymalowana niunia w drugim okienku McDrive.
– Zbierałam, ale syn zjadł – odpowiadam rozchichotana. To mi się udało, myślę.
Dziewczyna patrzy na mnie z zażenowaniem i daje do zrozumienia, że nic mi się udało. Niczym się jednak nie zrażam, jadę dalej. Chwilę później trzeci raz kasują mnie na autostradzie. Zszokowana chce się kłócić, ale biorę głęboki oddech, przypominam sobie, że ten lotos na tafli wody to przecież ja i niewzruszona jadę dalej.
Na miejscu cieszę się jak w podstawówce na szkolnej wycieczce. Nie zraża mnie, że nikogo poza mną na niej nie ma. Otwieram wino, odpalam TV, wyciągam książkę, pisze na telefonie. Robię wszystko na raz, nawet Harry Potter w tle mi nie przeszkadza. Tęsknota jakoś mnie nie zalewa, oddycham miarowo, nie szlocham i nie więdnę. Szczęśliwa kładę się spać.
6 godzin później ma miejsce masakra. Otwieram oczy i czuje się zaspana, nieprzytomna i skacowana.W nocy budziłam się częściej niż przeważnie wstaję do młodego. Jak to możliwe?! Gdzie popełniłam błąd ? Mój plan idealny nie zadziałał, ale jestem ponadto. To będzie super dzień i nic tego nie popsuje. Nawet kac po niecałych 2 lampkach wina.
Chwilę później za wycieraczką samochodu znajduję mandat. Kuźwa co z tym miastem nie tak ?! Nawet w bananowej Warszawce w weekend nie trzeba płacić parkometru! Ale przecież kwiat lotosu jestem itp.
Prelekcje całkiem fajne, ale pewnie interesują Was tyle co mnie pogoda w Hondurasie. Oczywiście, ta na której mi najbardziej zależało została przeniesiona na niedzielę. Skupiam się na lotosie, tafli wody i nie przejmuję niczym. W czasie jednej z prezentacji pytam koleżanki.
-Ty, a blogerka XYZ to tu jest?
-Tak jest, siedzi obok ciebie.
Nie musimy tego komentować. Pada propozycja żebym została na after party. Teoretycznie jest to niemożliwe. W niedzielę o 12 muszę być prawie 300 km stąd na chrzcinach (nie Milana). Ale w praktyce ulegam namowom. Po warsztatach opłacam parkometr w Starym Browarze po czym orientuję się, że automat połknął mi 25 zł i kartę postojową. Robię małe zamieszanie, dyskretnie kopie w automat, już wzywam pomoc, robię scenę pierwsza klasa, kolejka za mną coraz większa, kiedy nagle miły Pan mnie uświadamia, że ten automat nie połyka biletów.
– Ale przecież mówię, że mi połknął !!!
Po czym zaczynam leniwie przeszukiwać portfel, który cały czas trzymam w ręku. Po chwili blednę. Opłacony bilet jest w portfelu. Co tu zrobić, co tu zrobić… jak wyjść z twarzą?! Nie da się, muszę po prostu szybko wyjść.
-O faktycznie, mam. Ehhhh no w Złotych Tarasach to zasysa.
Tak jest za każdym razem kiedy nie zastanawiam się nad tym co robię. Działam odruchowo i tego nie odnotowuję. W ciąży odwiecznie jadąc do pracy zastanawiałam się czy wychodząc z domu spuściłam wodę w łazience. Kilka razy zapomniałam. Po tej żenującej scenie myślę, że gorzej być nie możne. Owszem, może.
Po imprezie wracam wcześnie do pokoju. Muszę się wyspać i o 7 wyruszyć do domu. Kładę się spać i tak sobie leżę. Leżę, leżę i zasnąć nie mogę. Wróciła już reszta dziewczyn, a ja dalej leżę, leżę i cholera nic.
-Czy przeszkadzałoby Ci gdybym włączyła szum suszarki…z YouTube ? – lekko zażenowana pytam koleżanki z pokoju, Gosi z CoverBaby i tak, czuję się trochę jak debil.
-Ale przecież masz zatyczki -odpowiada Gosia
-No ale trochę szumu będę słyszeć i może zasnę.
-Ok – odpowiada mocno zdziwiona.
Dalej nic. Po chwili przypomina mi się, że mam w torebce pół Stilnoxa. W końcu padam. Wstaję o 5 i nie wierzę. Spałam 3,5 h. Jeszcze mniej niż przeważnie sypiam w domu. Boże czemu mi to robisz? Czemu mnie obudziłeś? Jak nie syn, to ty. Leżę pół godziny po czym stwierdzam, że nie ma szans żebym zasnęła. Wszyscy się wyśpią. Pewnie nawet mój mąż z synem. Tylko mi wiatr w oczy pizga. Co robić, co robić, wstaję i jadę do domu.
Weekend poza domem uświadomił mi 4 rzeczy. Po pierwsze, tak można mieć kaca po 2 lampkach wina (takie rzeczy tylko po ciąży). Po drugie, tak można w wieku lat 31 uzależnić od Szumisia lub szumu suszarki z YouTube. Po trzecie, owszem, bywam nieogarnięta i pierdołowata, ale w sumie lubię to. Nie nudzę się z sobą, choć myślę, że właśnie przez to często przeklinam.
Po czwarte nie ma nic fajnego w nocy bez chłopaków. Nie ma spania bez wycałowania ich obu, bez przytulenia się do męża i podglądania śpiącego Milana. Mogę udawać wyluzowaną, mogę nawet tak się czuć, ale serce wie lepiej. Oni uzależniają najbardziej.
Pewnie nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że wracając nawet nie zauważyłam kiedy skończyła mi się benzyna…na autostradzie.
Hej przygodo!